08 września, 2016

Benio: Koniec tanich pracowników z Polski!

Tani pracownicy delegowani z Polski zalewają już tylko szpalty gazet. Tani pracownicy delegowani z Polski zalewają już tylko szpalty gazet. Dane pokazują, że polscy pracownicy delegowani są kosztowni, zarabiają dużo więcej niż wymagane prawem minimalne stawki płacy, a konkurencyjność ich pracodawców w UE opiera się w coraz większej mierze na fachowości, terminowości i kompetencjach. To nie znaczy, że nie ma w UE Polaków pracujących za minimalne stawki a nawet poniżej nich. Są to jednak osoby zatrudnione bezpośrednio przez lokalnego pracodawcę lub samozatrudnieni, których przepisy o minimalnym wynagrodzeniu w ogóle nie dotyczą. Utożsamianie pracy na czarno lub fałszywego samozatrudnienia z mechanizmem delegowania pracowników jest krzywdzące, błędne i szkodzi polskim eksporterom usług, a pośrednio polskiej gospodarce. O tym, że Polska przekształciła się z europejskiego zaplecza usługowego opartego o tanią siłę roboczą w europejskie centrum usług transgranicznych oparte o fachowość i kwalifikacje świadczy nie tylko rosnąca liczba wydawanych co roku przez ZUS poświadczeń A1 (pięciokrotny wzrost od 2010 roku do 430 tysięcy w 2015 r.), rosnące obroty zagraniczne w sektorze usług, ale przede wszystkim konsekwentny wzrost płac pracowników delegowanych przez nich czasowo za granicę. Najnowsze badania kosztów pracy pracowników delegowanych przeprowadzone na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie w 2016 r. pokazują, że wynagrodzenia pracowników delegowanych netto są o 20% wyższe niż wymagane prawem minimalne stawki płac brutto w państwach przyjmujących. To prawda, że nie są to (jeszcze) wynagrodzenia na poziomie przeciętnych zarobków w gospodarkach państw przyjmujących, ale zdecydowanie odbiły się od poziomu minimalnego. Dane zebranie w badaniach wskazują także na wysokie zróżnicowanie wysokości zarobków w zależności od kwalifikacji i rodzaju pracy. Ten przeciętny wynik ponad siedmiu tysięcy złotych netto zaniża branża opieki domowej nad osobami starszymi a zawyżają sektory usług budowlanych i przemysłowych. Najmniej zarabiają opiekunowie osób starszych, ale tylko gdy słabo władają językiem i mają niewielkie doświadczenie zawodowe. W przypadku wyższych kompetencji językowych i doświadczenia (np. w opiece nad osobami z chorobami otępiennymi) zarobki są wyższe. Z kolei najwięcej zarabiają doświadczeni i wykwalifikowani fachowcy w branży budowlanej, w tym zbrojarze, spawacze i cieśle. Trend wzrostu wynagrodzeń pracowników delegowanych będzie się utrzymywał, pod warunkiem, że Parlament Europejski i Rada nie wprowadzą nowych barier w unijnej swobodzie świadczenia usług. Wprowadzenie ich postuluje Komisja Europejska w projekcie ukierunkowanej zmiany dyrektywy w sprawie delegowania pracowników 96/71/WE promowanej pod szyldem „równych płac”. Bariery te polegają na utrudnieniu pracodawcom delegowania pracowników do realizacji usług długoterminowych, takich jak usługi opieki domowej czy projekty budowlane oraz na wprowadzeniu skomplikowanych zasad ustalania składników wynagrodzenia należnego pracownikom delegowanym. Pierwsza fala „tanich pracowników” zalała media europejskie starej piętnastki, gdy w 2004 roku podsycano obawy związane z rozszerzeniem Unii Europejskiej na kraje Europy Środkowo - Wschodniej. Niektóre państwa wprowadziły wtedy okres przejściowy dla swobody przepływu pracowników dla nowych członków UE, aby po siedmiu latach żałować, że najlepsi fachowcy odpłynęli wówczas do Wielkiej Brytanii i Irlandii, które takich restrykcji nie wprowadziły. Wówczas różnica w poziomie wynagrodzeń była tak głęboka, że polscy pracownicy chętnie godzili się na minimalne stawki wynagrodzenia, kiepskie warunki bytowe i nie przebierali w ofertach. Ich migracja o charakterze zarobkowym oparta była na swobodzie przepływu pracowników. To jednak historia. Zasymilowali się, awansowali, zarabiają więcej. Być może właśnie ograniczony dostęp do rynku pracy Niemiec w pierwszych latach po przystąpieniu Polski do UE stał się impulsem do dynamicznego rozwoju usług transgranicznych, w którym wyspecjalizowały się polskie firmy, ponieważ ich okres przejściowy nie obowiązywał. Nieco ponad dekadę później, gdy polscy pracownicy - ci trwale emigrujący w ramach swobody przepływu pracowników i ci czasowo delegowani do pracy w ramach swobody świadczenia usług - przestali być tani, opinia publiczna w państwach przyjmujących dowiedziała się z mediów, że delegowanie pracowników jest źródłem tzw. „dumpingu socjalnego” i utraty miejsc pracy przez lokalnych pracowników. Swoją drogą, to ciekawe, że gdy Polacy rzeczywiście byli tani, nie przeszkadzało to opinii publicznej ani politykom w bogatych państwach przyjmujących. Dopiero gdy zaczęli zarabiać godziwie zaczęli budzić zaniepokojenie mediów i opinii publicznej państw przyjmujących. Druga fala tanich pracowników z Polski zalała europejskie media niedługo po tym jak Komisja Europejska odrzuciła 20 lipca 2016 r. „żółtą kartkę” wystawioną przez parlamenty 11 państw członkowskich w sprawie rewizji dyrektywy o delegowaniu pracowników, która zdaniem tych państw narusza postanowienia Traktatu. Tytułowy koniec tanich pracowników delegowanych można rozumieć dwojako. Po pierwsze, jako apel do polskich dziennikarzy, by pisząc o tanich pracownikach z Polski wyłączali z tej grupy pracowników delegowanych przez polskie firmy usługowe. Po drugie, jako ostrzeżenie, że gdy bariery w swobodzie świadczenia usług trafią do tekstu znowelizowanej dyrektywy o delegowaniu pracowników to mechanizm ten zostanie zablokowany na rzecz powrotu do taniej siły roboczej z Polski zatrudnianej na czarno. Jedno jest pewne. Popyt na polskich fachowców za granicą nigdy nie osłabnie. dr Marek Benio

MOŻE CI SIĘ PODOBAĆ