Chodzi o projekt Komisji Europejskiej z marca 2016 roku, który zakłada, że pracownik delegowany, czyli wysłany przez pracodawcę do pracy w innym kraju UE, ma otrzymywać takie samo wynagrodzenie, jakie otrzymuje za tę samą pracę pracownik lokalny.
, bo uważa, że uderzy on w konkurencyjność polskich firm i miejsca pracy. Prace nad projektem dyrektywy są na ostatniej prostej i obecnie zajmują się nim równolegle Parlament Europejski i Rada UE. Obie instytucje przygotowują
.
To walka o miejsca pracy. We Francji, Belgii czy Holandii już nawet się nie ukrywa tego, że dyrektywa ma mieć protekcjonistyczny cel. Oczywiście nie używa się słowa protekcjonizm, lecz mówi się o ochronie lokalnych rynków przed dumpingiem społecznym i nieuczciwą konkurencją firm i pracowników z Europy Wschodniej. Te zjawiska faktycznie występują w UE, tylko ich źródłem nie jest delegowanie pracowników, lecz praca na czarno i fikcyjne samozatrudnieni (osób samozatrudnionych nie chronią przepisy o minimalnym wynagrodzeniu).
– powiedział PAP Benio.
Badacze z belgijskiego Instytutu HIVA przy Uniwersytecie w Leuven opublikowali badania, w których wyliczyli, że w branży budowlanej w Belgii aż 40 proc. pracowników delegowanych z Polski to osoby samozatrudnione. Samozatrudnieni płacą też niewielkie składki na ubezpieczenie społeczne. Oprócz tego, jak szacuje brukselski think tank Bruegel, na jednego delegowanego pracownika na belgijskich budowach przypada 20 pracowników pracujących na czarno. Tak duża skala tego zjawiska faktycznie prowadzi do zaniżania kosztów pracy, tyle że w ogóle nie dotyczy pracowników delegowanych.
Ci, którzy chcą działać legalnie i którym Komisja Europejska powinna sprzyjać, będą mieli coraz cięższe życie, natomiast tych, którzy omijają prawo, Komisja wydaje się nie zauważać. Prace instytucji unijnych można porównać do próby "domykania furtki, gdy wokół posesji nie ma płotu".
– zaznaczył wiceprezes IMP.
Państwa Europy Środkowej i Wschodniej mają dużo słabszą siłę oddziaływania na proces decyzyjny w sprawie dyrektywy, zarówno w Parlamencie Europejskim jak i w Radzie UE. Polski rząd może próbować budować częściową koalicję z Niemcami, którym zależy na pracownikach delegowanych. Bardzo ważnym graczem z naszego punktu widzenia są też Hiszpanie. Ten kraj był kiedyś pionierem eksportu usług – delegował ogromną liczbę pracowników w Europie, ale też przyjmował ich bardzo dużo. Od kryzysu gospodarczego Hiszpania stała się jednak państwem głównie delegującym. Hiszpania, ze względów ambicjonalnych nie chce stawać po stronie państw Europy Środkowej i Wschodniej. Jednak zablokowanie tych przepisów leży w interesie hiszpańskich firm i pracowników. Myślę, że warto przekonać Hiszpanów, żeby stanęli po właściwej stronie
– wyjaśnił dr Marek Benio.
Dyrektywa o pracownikach delegowanych była głównym tematem niedawnego spotkania prezydenta Francji Emmanuela Macrona i szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera. "Zasadą powinno być, że jeśli wykonujesz taką samą pracę w tym samym miejscu, powinieneś otrzymywać za to taką samą płacę. To zasada, której powinniśmy się trzymać. Prezydent Francji i ja uważamy, że nie ma miejsca na
dumping społeczny w Europie" - powiedział po tym spotkaniu Juncker. Macron podkreślił z kolei, że Europa musi "chronić ludzi" i stąd projekt dyrektywy o pracownikach delegowanych.